Trwa wojna na Ukrainie. Wiele osób pomaga mieszkańcom tego kraju. Jednak niewielu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że łatwą opcją pomocy jest zakup produktów, których i tak używamy. Wystarczy, że będą to produkty z Ukrainy. O ukraińskich winach, kłopotach w dystrybucji i promocji nieznanych produktów oraz o tym, że warto otworzyć się na regionalne, ukraińskie smaki - rozmowa z Robertem Ogórem, prezesem Ambra SA.
Jak wygląda uprawa winorośli w Ukrainie? Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że na południu od Odessy jest ich sporo.
Robert Ogór: Ukraina jest dużym krajem winiarskim. Jako firma dowiedzieliśmy się o tym też stosunkowo późno, dzięki kontaktom z naszymi partnerami. Jak większość konsumentów nie mieliśmy takiej wiedzy, mimo że działamy w tej branży. We współpracy z Polsko-Ukraińską Izbą Gospodarczą i ambasadą Ukrainy w Polsce wymyśliliśmy kampanię „Słoneczna Ukraina”. Po smutnych wydarzeniach, które miały miejsce w 2014 roku Ukraina był zupełnie nieznana jako kraj słoneczny, nadmorski. Kiedy spojrzymy na Morze Czarne, to jest ono otoczone krajami, które kojarzą się z produkcją wina - Bułgaria, Rumunia, Gruzja. Nawet Krym był znanym winiarskim rejonem, ale mało kto kojarzy wybrzeża koło Odessy czy Mikołajowa jako taki region. Można powiedzieć, że całe Morze Czarne otoczone jest winnicami.
Także na terenie Ukrainy.
Ukraina jest krajem winiarskim od czasów greckich kolonii. Akurat nad Morzem Czarnym winnice zakładali Grecy. Nasz dostawca, winnica Koblevo, uprawia ok. 2,5 tys. hektarów i to jest być może największa winnica skupiona w jednym ręku. Tam właśnie winnice, które sięgają aż do samej plaży, znajdują się w miejscu jednej z tych antycznych greckich osad winiarskich.
Jeśli porówna się położenie Odessy z innymi regionami znajdującymi się na podobnym równoleżniku, to klimat idealny do uprawy winorośli nie powinien dziwić.
Oczywiście. To ciekawe, że niektóre kraje nie zdołały czy nie zdążyły zainteresować zagranicy częścią swojej kultury. Myślę, że tak dzieje się nie tylko w Polsce, ale w ogóle na całym świecie, gdzie wino ukraińskie jest mało znane. Od kliku lat modne staje się poznawanie rynku win lokalnych przez pryzmat szczepów winorośli i to może sprzyjać także Ukrainie, ponieważ tak jak inne kraje ma wina o swoistym, zdecydowanym charakterze. Za taką wyjątkowość i wyróżnianie się cenione są np. wina gruzińskie. Chociaż mają czasami trudne do wypowiedzenia nazwy winorośli, nie przeszkadza im to zdobywać na polskim rynku rosnącej popularności. Dlatego już w 2018 roku pomyśleliśmy, że warto spróbować dać także możliwość odkrycia Polakom win z Ukrainy.
Skoro wina gruzińskie czy mołdawskie cieszą się u nas popularnością, to co powinni zrobić producenci z Ukrainy, żeby także móc eksportować swoje wyroby w większym stopniu?
Nie jest to łatwe pytanie. Ukraina jest dużym rynkiem zbytu. Takie kraje jak Mołdawia czy Gruzja w zasadzie są skazane na eksport. Wielkość winnic tradycyjnie tam uprawianych w porównaniu do potencjału sprzedaży we własnym kraju jasno wskazuje, że rynku trzeba szukać zagranicą. W przypadku Ukrainy jest inaczej. Jest to rynek wielkością podobny do polskiego, o dość dużej konsumpcji wina. Jeszcze kilka lat temu dane mówiły o niemal dwukrotnie wyższym spożyciu wina w Ukrainie niż w Polsce. Być może dlatego nie było takiej dużej aktywności eksportowej. Po prostu nie było takiej potrzeby. Mówienie o tym, co powinni robić producenci jest teraz trudne, bo Mikołajów i ogólnie południowy region Ukrainy jest w stanie wojny. Raczej możemy się zastanowić, co my moglibyśmy zrobić.
No właśnie – co?
Widzimy i do tej pory widzieliśmy nasze zadanie w tym, żeby winom ukraińskim utorować drogę do polskiego konsumenta. Stworzyliśmy wspomnianą kampanię promującą Ukrainę jako ośrodek winiarski, zaprosiliśmy do winnic Koblevo dziennikarzy, ale jak do tej pory nie możemy mówić o jakimś spektakularnym sukcesie. Półka wina jest bardzo duża, szeroka i wbrew pozorom nie jest się na niej łatwo wybić. Chociaż konsumenci w Polsce są ciekawi świata, to z badań wynika, że dużą rolę odgrywa też pewnego rodzaju bezpieczeństwo. Także podczas kupowania wina, bo jest to zakup dość trudny dla konsumentów. Ponieważ wino ukraińskie było nieznane, nie było o nim żadnej wiedzy, trudno było wprowadzić je na rynek i wypromować kraj, który w ogóle z winem nie był kojarzony. Pewnie zatem jeszcze trochę czasu i pracy przed nami.
A nie uważa pan, że obecna sytuacja na Ukrainie i to, w jaki sposób Polacy zaangażowali się we wspieranie różnych inicjatyw związanych z pomocą Ukraińcom, może ułatwić winom i ogólnie - produktom ukraińskim - drogę na polskie stoły?
Myślę, że tak. Zwróciliśmy się do naszych odbiorców, sieci handlowych, z taką inicjatywą. Od wybuchu wojny na Ukrainie panuje prohibicja i producenci w zasadzie zostali pozbawieni rynku, w niektórych miejscach także kontynuowanie produkcji nie jest łatwą rzeczą. Ale tam, gdzie są nasi dostawcy, ewentualnie taki eksport byłby możliwy. Dlatego skierowaliśmy się do sieci handlowych z pomysłem prowadzenia akcji promocyjnych i informacyjnych, dzięki którym konsumenci mogliby wybrać, czy chcą wspierać akurat ukraińskie winnice.
Niezależnie od tego, ile potrwa wojna, także później potrzebne będzie wsparcie dla całej ukraińskiej gospodarki, więc warto taką świadomość w konsumentach budować jeśli chodzi o różne ukraińskie produkty.
Mówi się o tym, że Ukraina w tym roku może utracić nawet połowę PKB, co jest niewyobrażalnym załamaniem i sytuacją kryzysową. Dlatego nasi partnerzy zwracają uwagę na to, że obieg gospodarczy, utrzymanie pracowników, ciągłości produkcji jest częścią pomocy, częścią utrzymania na jakimś poziomie całego społeczeństwa. Najprościej jest taki krwiobieg funkcjonowania przedsiębiorstw wspomagać właśnie poprzez zakup produktów.
Dzisiaj trudno o tym mówić, ale myślę, że w przyszłości może także wyniknąć z obecnej sytuacji coś dobrego. Tak jak pani powiedziała, Ukraina tak czy inaczej będzie potrzebowała wsparcia i je uzyska. Będąc trochę optymistą i patrząc w przód, można mieć nadzieję na duży skok modernizacyjny. Widać to było zresztą w latach 90., kiedy część biedniejszych krajów wchodziła do Unii Europejskiej, jak ogromnie zmieniły się ich gospodarki. Myślę, że w tych najtrudniejszych momentach warto tworzyć więzi gospodarcze, bo w przyszłości, już na zmienionym rynku, zarówno Ukraina jak i Polska mogą na tym tylko skorzystać.
Konsumenci doceniają francuskie wina i sery, włoskie wina, sery i wędliny, znamy sery litewskie. Może dobrym pomysłem jest prezentowanie win w towarzystwie innych produktów regionalnych z Ukrainy, które zapewnią konsumentom cały wachlarz doznań? Z tego, co wiem, wina ukraińskie są nieco słodsze i lżejsze niż np. wina francuskie i powinny odpowiadać potrzebom naszego rynku. Może z innymi produktami jest podobnie, tylko ich nie znamy?
Można w ten sposób znaleźć coś nowego, ciekawego dla siebie. Przecież od lat na fali trendu regionalności sprzedaje się coraz więcej produktów z mniejszych regionów. A wina, swoją drogą, są bardzo ciekawe. Szczególnie w białych winach Ukraina stoi muscatem, który Polacy bardzo lubią. Czy np. ciekawy szczep bastardo, z którego produkuje się wina czerwone, bardzo soczyste. Można powiedzieć, że to takie „ukraińskie primitivo”. Na pewno te wina mają szansę przekonać swoim smakiem, trzeba tylko otworzyć oczy i wpuścić je na rynek i stół. Jest to też sympatycznym przejawem gościnności, kiedy dzieli się świadomość produktów z Ukraińcami, dla których to są ich znane i lubiane marki. Mają takie poczucie, że coś mogą nam zaoferować.
Miłe jest chyba także to, że ktoś chce poznać ich kuchnię i produkty, kulturę.
Tak, myślę, że zawsze osoba przyjezdna ceni to, że coś wiemy o kraju, z którego pochodzi, że się tym krajem interesujemy. Najprawdopodobniej osób z Ukrainy będzie u nas coraz więcej i będą miały w nasz rynek spożywczy coraz większy wkład.
Rozmawiała Agata Kinasiewicz
Wywiad ukazał się 28.04.2022 na portalspozywczy.pl